Niekiedy wystarczy tylko zmienić nastawienie, a zaczną dziać się cuda!

Ze względu na okres urlopowy, sezon ogórkowy i upały powyżej 30 stopni Celsjusza…w cieniu.. trochę zaniedbałam mojego bloga. Jako przyszła autorka bestsellerów skupiłam się na tekstach powyżej 400 tysięcy znaków, a także na felietonach, które od jakiegoś czasu piszę na jeden z pomorskich portali internetowych: www.markajestkobieta.pl, do zapoznania się z którym oczywiście gorąco zachęcam ;-)
Czuję, że sława jest już coraz bliżej, już puka do drzwi ;-) Ale zanim ona zapuka to czuję, że zapuka do mnie coś jeszcze. Kolejny podatek, który przyjdzie mi zapłacić za to, że jestem ostrożna, może odrobinę zbyt wybredna i cierpliwa w oczekiwaniu na tego jedynego. Podatek od bycia singielką!!! Gdy pierwszy raz o tym przeczytałam to się zaśmiałam. Po drugim razie byłam zszokowana, że jednak nie jest to moje przewidzenie. A za trzecim razem trochę się przeraziłam. Czwartego, piątego ani kolejnego już nie będzie..boję się, że stanie się to rzeczywistością, a ja wtedy zdecyduję się na emigrację z tego jakże pięknego kraju, który tworzyli moi przodkowi, a teraz rozwalają jacyś kretyni, którzy niebawem zapewne opodatkują ilość spędzania czasu na świeżym powietrzu, stosunek płciowy i każdy wulgaryzm wypowiadany przez obywateli..może to ostatnie nie byłoby takie głupie, bo zauważyłam, że ludzie nadużywają tych słów, nie zdając sobie sprawy, że odejmują sobie około 60-70% od atrakcyjności.  A tak między nami to niektórzy z nich naprawdę nie mają czym szastać ;-) 
Mogliby za to opodatkować narzekanie i czuję, że dużo by im kasy wpadło do budżetu, bo niestety jesteśmy narodem, który zazwyczaj widzi szklankę do połowy pustą, co kompletnie mija się z moją filozofią życia. Ja wolę widzieć wszystko w kolorze, pozytywnie i do połowy pełne, a jeśli jeszcze szklanka jest wypełniona prosecco to już nie mam żadnych zastrzeżeń :D
A jeśli chodzi o wiecznych "narzekaczy" i malkontentów to jakiś czas temu byłam z Mamą świadkiem pewnej sytuacji. Po skończonej sztuce na szóstym piętrze jednego z warszawskich teatrów znajdujący się w naszym centralnym punkcie Warszawy, bez którego to miasto nie byłoby już takie samo, stałyśmy w kolejce. Najpierw w kolejce do windy, no chyba, że wybrałybyśmy schody, ale jednak lenistwo i cierpliwość wygrały ;-) Później była kolejka do szatni, bo było to wczesną wiosną, gdy okrycia wierzchnie jeszcze były niezbędne ..nie to co teraz..gdyby nie warunki cielesne i obowiązujący dress code to chyba chodziłabym w bikini do pracy.. no ale może w innym wcieleniu ;-) No i na końcu była jeszcze kolejka do parkometru. Około dziesięciu osób przed nami, ale nauczone wcześniejszym doświadczeniem przy windzie oraz w szatni, gdzie najważniejsza była cierpliwość i tym razem stałyśmy grzecznie ściskając w ręku bilecik i pieniądze. I wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie pewna para za nami. Ona- jakaś nadpobudliwa chodziarka, która przemierzała kilometry w tę i z powrotem, do parkometru i do swojego towarzysza, zniecierpliwiona i poddenerwowana. Może miała na ręku krokomierz i musiała do końca dnia zrobić jeszcze milion pięćset kroków, albo dołączyła do akcji T-Mobile: Pomoc mierzona kilometrami, co swoją drogą byłoby wspaniałą inicjatywą i przynajmniej na coś byłyby te jej kroki. Ale śmiem twierdzić, że to jednak nadpobudliwość i niezdiagnozowane w młodości ADHD. Zaraz po wizji włączyła się fonia i kobieta zaczęła narzekać, co było jeszcze gorsze niż jej piesze wycieczki. A to, że wolno idzie, że kartą nie można zapłacić, że tylko wybrane banknoty i że drogo. Po czym włączył się jej partner, mówiąc jak to rewelacyjnie i jak szybko jest na lotnisku i że jak zaraz mu się znudzi to pójdzie i zapłaci za zgubienie bileciku 50 złotych, bo to w końcu żadne pieniądze. A my sobie tam cierpliwie stoimy i chcąc-nie-chcąc (z przewagą niechcenia) musimy słuchać tych ich mądrości. I albo ten facet jest pilotem, który większość życia spędza na lotniskach, albo fanem strefy kiss&fly i dla rozrywki często tam jeździ albo po prostu jest na tyle zamożny, że może szastać kasą na lewo i prawo, bo go stać, a jego czas jest znacznie cenniejszy niż te 50 złotych. Możliwe. Ale zastanawiam się czy z taką sama łatwością dałby te pieniądze na jakąś fundację, WOŚP lub schronisko dla zwierząt, bo ja, szczerze, wolę pomagać innym niż marnować pieniądze na parkometry, a raczej na kary za zgubienie biletów..z premedytacją. I gdyby jeszcze mówili szeptem, tak aby nikt poza nimi nie musiał słuchać ich wywodu to byłoby okej. Ale to nie ten typ ludzi..bo albo ma się klasę, albo skończonych kilka klas..a to raczej byli przedstawiciele tej drugiej grupy. I dla kontrastu, aby pokazać, że można żyć inaczej- sytuacja sprzed tygodnia. Stoję na światłach i czekam..znowu cierpliwie. Na nikogo nie krzycząc, nie trąbiąc ..po prostu czekam. 30 stopni na zewnątrz, w samochodzie okołu dwudziestu paru- przyjemnie. Na pasie obok mnie stoi autobus, z którego w pewnym momencie wychyla się kierowca z tabliczką z napisem: UŚMIECHNIJ SIĘ! Zdziwiona odrobinę niecodziennym zachowaniem kierowcy niepewnie się uśmiecham. Okej..Ci co mnie znają osobiście to wiedzą, że nie mam w repertuarze uśmiechu „niepewnego”..jest uśmiech numer trzy, cztery, pięć i szczęść, jest uśmiech „podobasz mi się, ale się wstydzę”, a także „Fajny jesteś, ale nic z tego nie będzie” i cała paleta innych grymasów twarzy, ale „niepewnego” nie posiadam. Po chwili kierowca tego samego autobusu kiwa, że to ja jestem adresatką jego wiadomości, które nota bene są chyba najbezpieczniejszymi sms-ami dozwolonymi podczas jazdy i po chwili pokazuje mi kolejne tabliczki z hasłami: Miłego dnia!, Szczęśliwej drogi!, a nawet z propozycją podwózki. I gdyby nie fakt, że sama prowadziłam, to chyba bym się do niego przesiadła, bo nigdy nie spotkałam takiego miłego kierowcy autobusu. 
I to jest najprostszy przykład dwóch, jakże odmiennych osobowości, z którymi spotykamy się każdego dnia. I to od nas zależy, z którą z tych osób będziemy się identyfikować- czy z wiecznie narzekającym baronem polskiego biznesu czy z przesympatycznym i pozytywnym kierowcą autobusu miejskiego. To tylko od nas zależy jak często będziemy się uśmiechać do ludzi, pomagać innym, będąc jednocześnie życzliwym i pozytywnym człowiekiem. Ja już wybrałam, a raczej geny za mnie wybrały..a Wy?  Zdecydowanie fajniej i łatwiej się żyje nam- pozytywnym ludziom. Polecam! 
Udanej końcówki wakacji! A dla wszystkich tych, którzy narzekają na upały i temperaturę podaję mój sposób pozytywnego myślenia: wspomnijcie, jak odśnieżaliście zimą samochód i jak skrobaliście szyby, aby cokolwiek przez nie widzieć i jak bardzo byliście spoceni mając na sobie dwa swetry, T-shirt, podkoszulkę i puchową kurtę ;-) Przypomnijcie sobie elektryzujące się włosy, gdy ściągaliście czapki i skostniałe ręce, gdy zapomnieliście rękawiczek, a gwarantuję, że upał będzie Waszym najmniejszym problem! Buźka!


Komentarze

Popularne posty